Przez wiele lat wszystkich utrzymywali w nieświadomości swojego istnienia. Mnie też. Ale to się zmieniło. Z dnia na dzień świat, w którym żyliśmy zaczął się zmieniać. Oni tego nie widzieli. Nie mieli pojęcia, jakie niebezpieczeństwo ich czeka. Aż w końcu "ci źli" wypowiedzieli wojnę "tym dobrym". Wojnę, która miała zniszczyć wszystko.
Jestem Agnes i oto moja historia.


Lecz pamiętaj, jeśli ją przeczytasz, nasza wojna stanie się również twoją wojną.

poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział I - „Nawet mili ludzie mogą skrywać mroczne sekrety” część II

Ślad prowadził do środka, do czwartego boksu od lewej strony. Wiedziałam, że to tam zanieśli jabłko. Więc ta cała magiczna ścieżka była pewnie wytworem mojej wyobraźni. Mimo to wsunęłam dłoń między deski, próbując je podważyć. W końcu mi się udało. Zobaczyłam małe pomieszczenie, na środku, na kamiennym stelażu leżał jakiś mały woreczek. Wyciągnęłam dłoń i…
-Ani się waż! - krzyknął Wiliam, odpychając mnie do tyłu.
Kolory nagle wróciły. Ale to coś jakby błyskało złotym światłem. Dobra, teraz to już naprawdę nie wiem o co tutaj chodzi. Jakieś światełka, skrytki, woreczki, obcy ludzie kręcący się po moim podwórku. To nie jest normalne. To mi się na pewno śni.
-Agnes! Co ty robisz?! - krzyknął mój wujek, stając obok starca.
-Nie chciałbym być niemiły, ale mam taką drobną uwagę. Jabłko się świeci. Wiem, że nie wszystkich może interesować tak mało ważny szczegół, ale mimo wszystko, radziłbym spojrzeć - powiedział ironicznie elegancik, który nawet nie wiem, kiedy tutaj przyszedł.
Co? Jabłko się świeci? Dobra, widziałam dziwne odmiany tego owocu, ale o takim nie słyszałam. Serio.
-Masz rację! - zawołała ciemnowłosa kobieta, podchodząc bliżej.
-Oczywiście, że mam rację. Jak zawsze - mruknął i tym zdaniem przypieczętował sobie moją opinię o nim. Dupek. Zwykły dupek.
Całe szczęście, wszyscy zignorowali jego komentarz.
-Jak udało się wam to aktywować? - spytał mój wujek, rozglądając się po całej stajni.
-Agnes się udało - mruknął Wiliam, lustrując mnie wzrokiem - Radziłbym pójść tym tropem.
Chwycił mnie za rekę, pociągając w kierunku woreczka. Im bliżej moja dłoń była tego czegoś, tym jaśniejszym światłem zdawało się emanować. To było takie… śmieszne. Jakby ten owoc zdawał się reagować na moje ruchy. Jeżeli to wszystko mi się śni, to ja nie chcę się na razie budzić.
-Tak samo reagowało na Desmonda - powiedział po chwili starzec, przekazując im wzrokiem jakąś informację.
Kobieta skinęła głową, wychodząc ze stajni i wyciągając mężczyznę ze sobą. Starzec wyszedł, a za nim mój wujek i ja. Myślałam, że pójdziemy do salonu i omówimy wszystko przy herbatce, jak zawsze. Ale oni poszli do piwnicy. Już chciałam się ich zapytać, czemu idą właśnie tam, gdy moim oczom ukazały się różne kartony, skrzynie, przez podłogę przeciągnięte były jakieś kable. A na środku pomieszczenia, do którego weszliśmy, stał wielki, metalowy fotel. Leżak. Maszyna. Nie wiem. Ale było ładne, niebieskie i się świeciło. I wyglądało na bardzo wygodne.
-Dobra, siadaj - mruknął Wil, popychając mnie lekko w stronę tego czegoś.
-Nie stresuj dziewczyny. Przecież ona o niczym nie wie - zawołała ciemnowłosa, siadając przed laptopem, który był podłączony do tego czegoś.
-To w takim razie JA proponuję, żebyście poszli na górę i odstresowali przy filiżance kawy, a my zabierzemy się do roboty, bo tak jakby czas nagli - powiedział dupek, siadając przed biurkiem, upchniętym w rogu pomieszczenia.
Oczywiście nikt go nie słuchał.
-A więc… - zaczął mój wujek, jakby zastanawiając się nad doborem odpowiednich słów - Może najpierw przedstawię ci naszych przyjaciół. To jest Wiliam Miles - powiedział, wskazując na staruszka, który stał oparty o ścianę - To jest Rebecca Crane. A tamten to Shaun Hastings i mam nadzieję, że wykaże się czymś jako historyk i coś ci o nas opowie. W skrócie.
-Khe, khem - rozległo się głośne chrząknięcie, mające na celu zwrócenie uwagi na dupka - A więc… Jesteśmy członkami starożytnego zakonu i ratujemy świat. Mam nadzieję, że tyle informacji na razie ci wystarczy. Teraz proponuje zabrać się do pracy.
-Shaun, jesteś nieznośny - zawołała Rebecca, włączając coś i nagle błękitne światło, które wydobywało się z maszyny zaczęło migać - Agnes, usiadłabyś?
Zrobiłam to, o co prosiła. I… zaraz, zaraz. Jesteśmy członkami starożytnego ZAKONU? Oni próbują mnie wciągnąć do jakiejś sekty? Już chciałam zadać to pytanie, kiedy nagle ciemnowłosa podeszła do mnie i założyła mi coś na rękę. Maszyna na ekraniku pokazała coś, co wyglądało jak spirala DNA, którą miałam ostatnio w szkole na biologii.
-Daj drugą rękę i zaciśnij zęby.
Stanęła przede mną z jakąś strzykawką. To się źle skończy. Albo po prostu w końcu się obudzę. Tak. Na pewno. Ten sen powoli staje się dziwny. Zamyśliłam się na tyle, że nawet nie zauważyłam, kiedy Rebecca wstrzyknęła mi coś do krwioobiegu. To powoli zaczyna się robić podejrzane.
-O wow! Ludzie! Patrzcie na to! - zawołała po chwili, uśmiechając się jak małe dziecko, które dostało ulubioną zabawkę.
-No nieźle… Ile to jest procent? -zapytał Wiliam, wpatrując się w ekranik.
-Prawie pięćdziesiąt! To nawet więcej niż miał Desmond!
-Kim był Desmond? - spytałam, powodując nagłe uciszenie towarzystwa.
-To był mój syn - mruknął Wiliam, patrząc się mi w oczy - Zginął, ratując świat. A teraz, dzięki tobie, mamy zamiar kontynuować to, co zaczął.
Siedziałam już cicho. Rebecca ciągle majstrowała coś przy fotelu, wujek zajął się rozmową ze starcem o jakiejś wojnie z templariuszami. Nie sądziłam, że interesował się historią.  A dupek ciągle nie ruszał się z miejsca, zapisując coś na kartce albo pisząc na komputerze.
-Możemy zaczynać. Połóż się wygodnie - zawołała po chwili ciemnowłosa.

-Nie - powiedziałam, a wszyscy spojrzeli się w moją stronę.

~~~~~~

Hej :D

Wiem, że rozdział powinnam wstawić już dawno, ale biwak był (nie, to nie żart) i nie było kiedy.
Ps. Rozdział dedykowany Watsonowi, Korze i Oktawii i Jagodzie :*
Do przeczytania :D

Amy

czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział I - „Nawet mili ludzie mogą skrywać mroczne sekrety” część I

Przez wiele lat wszystkich utrzymywali w nieświadomości swojego istnienia. Mnie też. Ale to się zmieniło. Z dnia na dzień świat, w którym żyliśmy zaczął się zmieniać. Oni tego nie widzieli. Nie mieli pojęcia, jakie niebezpieczeństwo ich czeka. Aż w końcu "ci źli" wypowiedzieli wojnę "tym dobrym". Wojnę, która miała zniszczyć wszystko.
Jestem Agnes i oto moja historia.


Lecz pamiętaj, jeśli ją przeczytasz, nasza wojna stanie się również twoją wojną.


Rozdział I - „Nawet mili ludzie mogą skrywać mroczne sekrety”


 Pochodnie, umieszczone wysoko pod gzymsami wież, rozświetlały okolicę nikłym, migoczącym blaskiem. Po nocnym niebie krążyły orły, złowieszczo patrząc na twierdzę skąpaną w zamglonym świetle księżyca. Wznosiła się ona majestatycznie ponad okolicę, ponad wszystkie góry, które ją otaczały. I nagle, czas jakby przyśpieszył swój bieg. Ruiny zamczyska przysypał śnieg, a kruki krążyły nad nimi niczym anioły śmierci. Ciszę co chwilę przerywał huk walących się ścian. Aż w końcu zamczysko zniknęło całkowicie. Lasy skąpały się w ogniu, który pożerał wszystko swoim blaskiem. Ziemia zaczęła się rozstępować, a z jej wnętrza wypełzły węże lawy, a podążając przed siebie, zrównywały wszystko z ziemią. Stawało się coraz ciemniej i ciemniej, i ciemniej...
 Usiadłam na łóżku, dysząc głośno. Kolejny dziwny sen. Kolejna historia, która nijak się miała z moją. Znowu ten zamek. I znowu koniec świata. O co w tym chodzi? Czemu ciągle mi się śnią takie rzeczy? Czy to jakaś informacja dla mnie?
 Podeszłam do okna, niemal potykając się o własne nogi. Lasy, pola, drogi, budynki, wszystko zalewało jasne światło księżyca. Prawie jak w tym śnie... Potrząsnęłam głową, próbując odgonić od siebie te niejasne myśli. Przecież to był tylko sen. I nic więcej.
 W całym pokoju rozległ się stukot. I kolejny. Zupełnie, jakby ktoś... Nie, to niedorzeczne. Kto mógłby nas odwiedzać w środku nocy? Mam przesłyszenia. I muszę to sobie udowodnić. Wyszłam więc z pokoju, ale kiedy zobaczyłam wujka, który stał w progu i rozmawiał z jakimś mężczyzną, wmurowało mnie w ziemię. On przecież miał swój pokój na drugim końcu tej willi. A była ona dość duża. Żeby przyjść tu przede mną, musiałby BYĆ tu już przede mną. Czekać za tym tajemniczym jegomościem. Korzystając z tego, że jeszcze nie odkryli mojej obecności, na palcach podeszłam bliżej. Wiem, to nieładnie podsłuchiwać. Ale to była zbyt wielka pokusa.
-Musimy się gdzieś zatrzymać. Stworzyć nową strategię.
-Pamiętaj Wil, mój dom jest również waszym domem.
-Dlatego pomyślałem, żeby właśnie tu się ukryć. Moich ludzi w willi, a sprzęt... Trzeba będzie go lepiej zabezpieczyć.
-Oczywiście.
-Musimy przed kimś udawać zbłąkanych turystów?
-Przed Agnes. To moja siostrzenica. Ona o niczym nie wie. A właśnie... O co ci chodziło ze świątynią?
-Desmond nie żyje.
-Co takiego?!
-Nie krzycz tak, bo obudzisz dziewczynę. Wolałbym uniknąć kłopotów.
-Czyli teraz... On był jednym z nich. Teraz oni znowu mają przewagę.
-To nie potrwa długo. Uwierz Joel, ja też bym chciał, żeby to się inaczej skończyło. Ale on sam wybrał tę drogę. Poświęcił się dla wyższego dobra. Nie możemy tego teraz zaprzepaścić. Więc... Do jutra.
-Do jutra.
Wycofałam się w głąb korytarza, uciekając przed ich wzrokiem. Powoli przetwarzałam informacje, które zdawały się rozsadzać moją głowę. O co tu chodzi? Mój wujek spotyka się z jakimś mężczyzną w środku nocy, rozmawiają o jakichś dziwnych rzeczach w zupełnie niezrozumiały dla mnie sposób. I jeszcze chcą to przede mną ukrywać? Dobrze, niech ukrywają. Ja przecież i tak wiem.
 Po cichu wróciłam do pokoju. I gdy tylko zdążyłam się położyć na łóżku, drzwi od mojego pokoju uchyliły się lekko. A po chwili otworzyły się na oścież, wpuszczając do środka starszego mężczyznę, który od razu usiadł na krawędzi mojego łóżka.
-Nie śpisz? - zapytał po chwili ciszy, jaka między nami nastała.
-Zadałabym ci to samo pytanie - mruknęłam pod nosem.
-Masz zimne stopy - stwierdził po tym, gdy niechcący kopnęłam go w rękę - Byłaś gdzieś?
-A czy to ważne?
-Nic. Tak tylko pytam. Powinnaś się wyspać. Jutro czeka cię ciężki dzień.
Wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Trochę mnie zaintrygowała ta tajemnicza atmosfera, jaką zaprowadziło to spotkanie. Coś było nie tak. Liczyłam na jakieś wyjaśnienia, czy coś. Ale tego, co się stało następnego dnia, po prostu się nie spodziewałam.


•••××ו••


 Złote światło pełzło po szczytach gór, ozdabiając je wymyślnymi wzorami. Rozrywało ono ciemność swoim blaskiem, zalewając coraz większe połacie terenu. I z każdym pokonanym metrem zdawało się być jeszcze jaśniejsze. Aż w końcu dotarło do podnóża góry, nad którą wznosiła się majestatyczna twierdza. Teraz blask, aż oślepiający, oplótł jej mury, a ona zdawała się jarzyć niczym słońce. Na szczycie najwyższej z wież pojawił się nagle mężczyzna, który stojąc z rozłożonymi szeroko ramionami, odziany w białą szatę, zdawał się być niczym orzeł, szykujący się do lotu. W jednej z dłoni trzymał złotą kulę, która pochłonęła całe światło, by po chwili wystrzelić je z takim impetem, że...
 -Agnes! Wstawaj, mamy gości!
Poderwałam się z łóżka tak szybko, że zaplątana w koc, spadłam na podłogę, całe szczęście lądując na dywanie.
-Agnes, ruchy!
Usiadłam na podłodze, czując jak coś ciepłego tuli się do moich pleców, by po chwili polizać mnie po twarzy.
-Tak Niger, też cię kocham - mruknęłam do wielkiego owczarka, który siedział przede mną i przyglądał mi się z zaciekawieniem.
Wstałam, jakoś wyplątując się z koca i podeszłam do szafy, wyciągając z niej jasne, krótkie spodenki i biały top, ozdobiony jakimiś napisami. Zarzuciłam to wszystko na siebie, rozpuściłam włosy, które związałam do spania i niespecjalnie przejmując się ich stanem, wyszłam z pokoju. Ubrałam jeszcze ustawione przed drzwiami czarno-białe trampki i poszłam na korytarz, żeby pomóc wnieść ewentualny bagaż. Ale gdy otworzyłam drzwi, nie było nikogo. Wyszłam więc na podwórze i gdy tylko usłyszałam strzępki rozmowy, schowałam się za ścianą i zaczęłam podsłuchiwać. Znowu.
-Dobrze, zanieście to wszystko tam. A jabłko... Zanieście do stajni. Tam, przy czwartym od lewej boksie jest zejście. Schowajcie je gdzieś w środku.
-A furgonetka do garażu?
-Nie, Rebecca, zostaw na środku ulicy. Na pewno nikt jej nie zauważy.
-Och, zamknij się.
Rebecca? Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam. Ale wyglądało, że mój wujek tak. Tego mężczyznę z niezwykle irytującym głosem również. Ale mniejsza z tym. Jabłko? Skrytka, o której nie miałam pojęcia? Ja się już w ogóle obudziłam, czy to wszystko mi się śni? Dla pewności się uszczypnęłam się w rękę. Nie, nie spałam.
 Szybko wróciłam do willi, bowiem miałam takie dziwne przeczucie, że nie powinni mnie tutaj znaleźć. A jako, że chciałam wiedzieć o co chodzi z tym jabłkiem, ile sił w nogach pobiegłam do drugiego wyjścia, które prowadziło na podwórze. Nim pobiegłam do stajni, rozejrzałam się, czy ktoś nie idzie i ruszyłam przed siebie. Skręciłam w kierunku sadu i wspinając się po starych, drewnianych skrzyniach, wdrapałam się do okna, patrząc, jak jakaś ciemnowłosa kobieta, ubrana w szerokie, jakby robocze spodnie, adidasy i bluzę, kłóci się z jakimś elegancikiem, w czarnych spodniach, które wyglądały, jakby je właśnie wyprasował i szarej koszuli. Miał jasne włosy, okulary i wyglądał jak typowy dupek. Po krótkiej, bo trwającej zaledwie z pół godziny, burzliwej wymianie zdań, dziewczyna zabrała się za robotę, wyciągając z podłogi kilka desek i tym samym otwierając przejście. Weszli do środka tylko na chwilę, a wracając mężczyzna strzepał niewidzialny kurz ze spodni. Widziałam jeszcze, jak kobieta kręci głową, patrząc na niego, jak na idiotę, którym zapewne był.
-Mówił ci ktoś, że to nieładnie podglądać?
Wystraszona krzykiem, spadłam ze skrzynek, całe szczęście spadłam na zagon z kwiatkami, a nie na beton.
-Will, zostaw ją! - krzyknął mój wujek, który nagle pojawił się za rogiem.
No to się wpakowałam.
-A więc to ty jesteś Agnes - mruknął starszy mężczyzna, chwytając mnie za rękę i ustawiając przed sobą.
W sumie trochę mnie zaskoczyło to, jaki był silny. Kontrastowało to z jego siwymi włosami.
-Agnes, poznaj Wiliama, zatrzyma się u nas ze znajomymi przez jakiś czas - powiedział wujek, podchodząc bliżej.
Wyciągnęłam rękę na powitanie, a on ją uścisnął.
 I wtedy stało się coś, czego nie rozumiem. Świat zmienił kolory, jakbym założyła okulary z niebieskimi szkłami. Ludzi otaczała błękitna poświata. A na ziemi widziałam jakieś nie wiem… złote plamki. Układały się w ścieżkę, prowadzącą do stajni. Przetarłam oczy, ale to coś nie zniknęło. Poszłam więc tam, gdzie to coś mi pokazywało.
-Agnes, gdzie idziesz? - zawołał mój wujek, gdy go minęłam.
Zignorowałam pytanie, bo nie chciałam, żeby wizja zniknęła. Chciałam zobaczyć, gdzie prowadzi, szczególnie, że to wszystko było zapewne skutkiem próbowania wczoraj nowej nalewki, którą zrobił wujek.
-Agnes - słyszałam jak wykrzyczał moje imię, ale ponownie nie odpowiedziałam.
Ślad prowadził do środka, do czwartego boksu od lewej strony. Wiedziałam, że to tam zanieśli jabłko. Więc ta cała magiczna ścieżka była pewnie wytworem mojej wyobraźni. Mimo to wsunęłam dłoń między deski, próbując je podważyć. W końcu mi się udało. Zobaczyłam małe pomieszczenie. Na środku, na kamiennym stelażu leżał jakiś mały woreczek. Wyciągnęłam dłoń i...


~~~~~~


Hej :D

Postanowiłam, że nie będę wstawiała całych rozdziałów, tylko będę dzieliła je na części. I oczywiście, postaram się je kończyć w najciekawszych momentach :)
Kolejny rozdział w poniedziałek, a potem kolejne co tydzień.
Ps. Rozdział dedykowany Watsonowi i Korze :*
Do przeczytania :D

Amy

środa, 26 sierpnia 2015

Witojcie :D

Serdelecznie witam wszystkich, którzy tutaj zawitali :)

Jestem Amy, a oto mój blog. Będę wstawiała tutaj moje autorskie fanfiction, napisane w oparciu o serię gier Assassin's Creed, której jestem wielką fanką. 
Mam nadzieje, że to co piszę przypadnie wam do gustu. Jeśli tak, to zostawcie po sobie komentarze :) 

Pierwszą część mojego opowiadania wstawię jutro, a kolejne co tydzień.

Do przeczytania :D

Amy